Myślałam, że perfumy nie mają daty ważności. Że są długowieczne. Niestety, nie do końca. Co się okazuje mają one od 12 do 36 miesięcy przydatności. O jakież było moje zmartwienie, kiedy uświadomiłam sobie że na mojej toaletce stoi między innymi moja ukochana Coco Mademoiselle w największej sprzedawanej pojemności. W dodatku takiej której napewno nie zużyję w ciągu 36 miesięcy. Musiałabym się w tych perfumach chyba nawet kąpać, ale to już by była kompletna przesada. I nie zrobiłabym tego przy zdrowych zmysłach. W każdym razie nic jeszcze straconego. Zatem jak przedłużyć datę przydatności perfum?
Co wpływa negatywnie na okres przydatności perfum?
Znaczna część osób używających perfumy, trzyma je w łazience. A, o ironio, jest to najgorsze z możliwych miejsc do ich przechowywania. Perfumy narażone na wachania temperatur i dużą wilgotność, trzymane niedaleko źródeł ciepła ulegają szybszemu zepsuciu. To samo tyczy się trzymania perfum w lodówce i ich częstego wyciągania z niej. Najodpowiedniejsze miejsce perfum jest tam, gdzie panuje stała temperatura. Temperatura, jej wachania i wilgotność powietrza to najwięksi wrogowie perfum.
I najlepiej z dala od źródła światła. Przyznam się szczerze, był taki moment kiedy trzymałam swoje perfumy koło samego okna. W miejscu, w którym był idealny dostęp do światła i promieni UV. Wtedy też intuicja podpowiadała mi, że nie jest to odpowiednie miejsce dla nich, ponieważ wszystko co jest wystawiane na dłuższą ekspozycję na słońce ulega zniszczeniu.
W mig zmieniłam miejsce perfum w pokoju. Niestety nie byłam na tyle zdeterminowana, żeby trzymać je w fabrycznych kartonikach. A te są najlepszym miejscem do ich przechowywania, chronią zarówno przed dostępnem światła jak i wahaniem temperatur. Perfum używam głównie rano, przed samym wyjściem z domu, a że codziennie umiejętnie opóźniam wstawanie z łóżka, kończy się to pośpiechem i gospodarowaniem każdej sekundy. Więc wyciąganie i ponowne wkładanie perfum do fabrycznego kartonika nie wchodzi w grę. Poza tym, lubię czasem popatrzeć na flakoniki, które do tej pory uzbierałam. Gdybym chciała sobie na nie popatrzeć, miałabym je wyciągać każde po kolei z kartonika? Nawet nie chcę myśleć jak komicznie by to wyglądało…
Mam skromną kolekcję perfum, ale są to flakony w największych pojemnościach. Nie nudzą mi się zapachy, a co do niektórych wiem, że kupię jeszcze nie jeden flakonik. Dlatego też kiedy tylko przeczytałam, na którymś z portali internetowych, że perfumy również się psują zdecydowałam się zrobić coś co chociaż wydłuży ich żywotność. Wiedząc, że szkodzi im wystawianie na światło oraz, że ciężko znoszą wachania temperatur.
W moim przypadku nie wchodziło w grę wstawienie ich do zwykłej szafki, szuflady czy czegokolwiek podobnego. Ja potrzebowałam na nie naprawdę wyjątkowego miejsca, w którym od czasu do czasu będę mogła zawiesić na nie oko. W tamtym czasie potrzebowałam czegoś niedrogiego, ale spełniającego swoje zadanie. Z początku myślałam o kupieniu drewnianej skrzyneczki pomalowaniu jej na biało i włożeniu do niej półki. Miałam w zamiarze postawić ją na komodzie. Ale pomysł ten nie do końca pasował mi do perfum. Połączenie czegoś co daje nam namiastkę luksusu z drewnianą skrzynką?
Szafka – czyli sposób idealny
Zdecydowałam się szukać pomocy w Ikei, tam jest wszystko co potrzeba. No i faktycznie, znalazłam. Skompletowałam tam szafkę w rozmiarach niewiele większych od skrzynki jaką planowałam. Cała szafka kosztowała mnie ok. 180 zł to niewiele w porównaniu do zepsutych perfum…
Szafka jest w kolorze czarnym, a co najważniejsze drzwi są z przydymionego szkła, co sprawia że w ciągu dnia nie dostaje się do środka światło. Natomiast w środku zamontowałam szklaną półeczkę oraz światełko reagujące na otwarcie drzwiczek. Kiedy korzystam z perfum przed wieczornym wyjściem, cała szafeczka jest delikatnie oświetlona dodając uroku wszystkim zapachom jakie mam w środku. A co jest jeszcze bardziej wyjątkowe jak dla mnie, to że jeszcze chwilę po zamknięciu drzwi widać podświetlone flakoniki.