Praktycznie każdy z nas lubi słuchać muzyki. Ta relaksuje, odstresowuje, pomaga w zabawie, czy sama bawi, a czasem też niesie ze sobą głębsze rzeczy – wewnętrzny spokój, ukojenie emocji, inspiracje, czy wręcz reprezentuje aspekty terapeutyczne. Podobnie jest z samodzielną grą i tworzeniem muzyki. Jak wielu z was gra na instrumencie? Na jakimkolwiek instrumencie?
Zainteresowanie fletem indiańskim z praktycznej perspektywy nie pojawia się aż tak często u osób bez doświadczenia muzycznego, dlatego pewnie większość osób czytających te słowa na czymś gra. Staram się jednak, z artykułami, ale przede wszystkim z samymi fletami, docierać do osób, które są święcie przekonane, iż nie potrafią na niczym grać i nigdy się tego nie nauczą. Osoby takie są bowiem w błędzie, a flet daje im sposób na egzekwowanie swojego naturalnego prawa do osobistej ekspresji muzycznej.
Flet indiański bowiem to specyficzny instrument, którego pięknego brzmienia doświadczyć może praktycznie każdy. Jest to bowiem niezwykle prosty instrument do gry. Taki flet najpierw uzdrowi traumy wyniesione ze szkoły (na przykład wciskanie kłamstwa, że nie umie się na niczym grać), a potem pozwoli się tej gry nauczyć – a co z grą zrobimy, to już znacznie rozleglejszy temat. Zacznijmy jednak od tego, co najtrudniejsze – o przekonaniu, że nie mamy talentu czy umiejętności do instrumentów.
Traumy szkolne i brak przekonania do gry na instrumentach
Wiele osób chciałoby grać na jakimś instrumencie. Czasem jednak problem leży w psychice – lęki i błędne przekonania wyniesione z dzieciństwa kształtują w nas opinię, że nie umiemy na niczym grać, nie nauczymy się tego nigdy bo albo nie mamy talentu, albo jest za późno. Obydwa te stwierdzenia są błędne w przypadku fletu indiańskiego.
Nawet i stwierdzenie, że ktoś nie ma słuchu, jest błędne – jeśli jesteś w stanie z zamkniętymi oczyma odróżnić głosy i dźwięki, to masz predyspozycje do muzycznego słuchu. Co więcej, słuch muzyczny nie jest zawsze jest wbudowanym talentem, który dostajemy z góry – często jest to zdolność, którą trzeba rozwijać poprzez ćwiczenia i praktykę. Nie wierzyłem w to, dopóki nie zacząłem stroić fletów :).
Ale wewnętrzne przekonania robią swoje – tłumią naszą naturalną, urodzeniową potrzebę oraz umiejętność ekspresji muzycznej.
Zwróć uwagę na ciekawą rzecz – praktycznie każdy z nas śpiewa i nuci. Nie musimy tego nawet umieć, wtedy nazywa się to „fałszowaniem”. Niekoniecznie przeszkadza to większości żyjących osób. Nasz głos jest najpotężniejszym instrumentem – nie każdy go opanował, bo nie dano mu szansy i wskazówek, ale to nie przeszkadza w tym, by każdy z nas podśpiewywał i nucił – czasem coś znanego, czasem coś swojego.
Muzyka bowiem tkwi w nas – nie uciekniemy od tego z jednej strony, a z drugiej nie musimy szukać czegoś poza nami kiedy to coś jest w nas. Musimy mieć tylko sposobność.
Głównym instrumentem, na którym dzieci uczą się grać w szkole, jest klasyczny flet prosty. A wytyczne edukacyjne odnośnie lekcji muzyki w szkołach zakładają, iż lekcje te będą w dzieciach rozwijać talenty muzyczne i zamiłowanie do instrumentów. Niestety, zwykłe szkoły rzadko kiedy dysponują czymś więcej, niźli nakazem przyniesienia własnego plastikowego fletu na lekcję. W mojej klasie stało pianino – oczywiście nikomu nie wolno było z niego skorzystać. Budżety szkolne nie pozwalają na udostępnienie uczniom większej ilości różnych instrumentów. Trudno też o wycieczkę na koncert. Dzieciom pozostaje więc męczenie się na kiepsko brzmiących, masowo wytwarzanych instrumentach. Męczenie się, bowiem w szkołach nie uczy się gry na flecie, ale zamykania i otwierania otworów w określonej kolejności – a to jeszcze nie jest gra.
Mnie brzmienie fletu prostego – tego najtańszego i najpopularniejszego – skutecznie zniechęciło do gry. Brzmiał okropnie. Z drugiej jednak strony pamiętam do dziś, jak koleżanka z klasy również grała na flecie prostym, ale drewnianym – jego brzmienie było zupełnie inne – miękkie i czyste. Mojej rodziny jednak nie było stać na tego typu instrument – zresztą nawet nie chciałem o niego zabiegać, z uwagi na nastrój panujący w klasie.
A ten skutecznie kształtował nauczyciel – przedstawiciel starego pokolenia pedagogów, który chodził sobie po klasie z drewnianą linijką, bił po rękach albo po głowach, ubliżał uczniom za brak higieny przed resztą klasy, skutecznie obracając ucznia w pośmiewisko klasowe. Młodsi czytelnicy mogą się dziwić, ale jeszcze w latach 90-tych nie było niczym szczególnym, że uczeń dostał od nauczyciela w pysk (dosłownie) i nikt nie mógł kiwnąć palcem.
Osobnik ten, którego ktoś raczył zwać pedagogiem, skutecznie zniechęcił do muzyki poprzez wprowadzenie terroru wśród uczniów. A co gorsza, pomijając bicie, krzyki i ubliżanie, nauczyciel taki skutecznie wbił uczniowi w głowę, iż ten nie ma talentu do instrumentu – czy w ogóle do instrumentów w liczbie mnogiej. Jednym z tych uczniów byłem ja. Znam jednak sytuację – jestem tylko cyferką w statystyce, bowiem takich osób odrzuconych przez system jest bardzo wiele. To wręcz większość społeczeństwa.
Los zdecydował jednak, iż pewnego jesiennego dnia oglądałem, kultowy już w Polsce, serial „Przystanek Alaska”, w którym od czasu do czasu rozbrzmiewał dźwięk indiańskiego fletu. I choć w przeszłości, jeszcze jako dziecko uczęszczające na przerażające lekcje muzyki widziałem ten serial, to dopiero w 2013 roku poczułem w sercu zamiłowanie do dźwięków wydawanych przez omawiany północnoamerykański instrument. Instrument ten potrafi bowiem uzdrowić i przywrócić do stanu harmonii naszą wrodzoną potrzebę ekspresji muzycznej.
Nigdy nie jest za późno na talent
Sir Ken Robinson, współczesny brytyjski badacz, mówca i myśliciel, spopularyzował w świecie ideę odkrywania własnych talentów – naprawdę, jego książki i wykłady robią furorę. A talenty dziś odkrywamy i to się popularyzuje głównie dlatego, że ostatnie 100 lat systemów edukacyjnych sprawiło, że większość ludzi tłumi swoje talenty i unika ich. Albo nawet nie jest ich świadoma.
W czasie swoich wykładów, jak również w swoich książkach, Sir Robinson niejednokrotnie przedstawiał historie osób, którym szkoła i system edukacji pomogły skutecznie stłumić ich talenty – na przykład przez złe podejście nauczycieli, czy kompletnie irracjonalny program nauczania. Jednocześnie, Sir Robinson wielokrotnie przedstawiał historie osób, którym udało się odkryć ich talenty – często za sprawą dziwnych zbiegów okoliczności w dorosłym życiu – i jednocześnie przełamać wyniesione ze szkoły „traumy”.
W książkach i wykładach Sir Robinsona zobaczyłem samego siebie – z moim zamiłowaniem do fletów indiańskich przy emocjonalnym bagażu traum wyniesionych ze szkolnych lekcji muzyki. Po zapoznaniu się z poglądami Sir Robinsona oraz jemu podobnych, a także po zapoznaniu się z własnymi doświadczeniami, stoję na straży przekonania, że nigdy nie jest za późno na odkrycie i rozwinięcie swojego talentu. A talent do gry na flecie indiańskim – instrumencie prostym – ma bardzo wiele osób. Nie każdy stanie się wirtuozem – ale talent, jako umiejętność, można rozwijać dla własnej przyjemności.
By jednak wybudzić w danej osobie zainteresowanie grą na danym instrumencie, osoba ta musi ten instrument usłyszeć, a potem mieć szansę realnie go dotknąć i zagrać na nim – dopiero wtedy osoba taka może określić, czy ten instrument to coś, co stanie się wiernym przyjacielem. Jeśli jednak dotarłeś aż tutaj, to zapewne słyszałeś brzmienie fletu północnoamerykańskiego. A jeśli nie, to na tej stronie znajdziesz kilka przykładowych utworów.
Na jednych instrumentach gra się łatwo, na innych trudno, a na jeszcze innych bardzo trudno. Dodatkowo, jednych instrumentów nauczyć się łatwo, innych trudno, a jeszcze innych bardzo trudno :). Flet indiański zaś to instrument, na którym grać może nauczyć się każdy, bo gra się na nim prosto. I proces nauki jest bardzo szybki.
Flet indiański jest prosty w grze – ma tylko pięć otworów, o które musimy się martwić w kwestii zamykania i otwierania w odpowiedniej kolejności. Dzięki temu uzyskujemy melodię. Skala pentatoniczna jest harmonijna, to znaczy, że wszystkie jej dźwięki brzmią harmonijnie w stosunku do siebie. Ułatwia to tworzenie melodii, które brzmią czysto. Dekoracje i ornamenty, czyli te wszystkie „efekty specjalne” słyszalne na nagraniach fletu nie są wcale trudne do opanowania. Oczywiście, wymagają opanowania, ale to nie zajmuje wcale wiele czasu. Kontroluje się je prędkością palców czy technikami poruszania językiem. A coraz większa sprawność wyrabia się z czasem.
Flet indiański ma też prosty ustnik. Wystarczy w niego dmuchnąć i flet gra. Siła wdmuchiwanego powietrza wpływa na głośność dźwięku, ale nie na jego czystość czy stabilność. Jedyne, o czym warto pamiętać to o odpowiednim ułożeniu ust, które muszą zamknąć otwór ustnika. To jednak zasada nie tycząca się tyle gry na flecie, co jego traktowania – odpowiednie ułożenie ust redukuje ilość wilgoci dostającej się do fletu.
Przy odrobinie wysiłku możliwym jest też, by gry na flecie indiańskim nauczyć się samodzielnie, korzystając jedynie ze źródeł internetowych. A w końcu gra na flecie nie wymęczy sąsiadów – to nie skrzypce. Pierwsze kilka minut może być trudnych, ale już po kilku godzinach praktyki podstawy ma się dobrze opanowane, a gra staje się czysta, płynna i przyjemna.
Dzięki tej prostocie instrumentu, na której przetestowanie się sam odważyłem, nauczyłem się grać na instrumencie. Teraz w towarzystwie, gdy ktoś zadaje pytanie „grasz na czymś?” mogę udzielić odpowiedzi, która ani nie brzmi „na nerwach” ani w żaden sposób nie przypomina słowa „gitara” :).
Wszystkie powyższe elementy przekładają się też na to, że flet świetnie nadaje się do improwizacji. Nie trzeba się stresować nutami, nie trzeba się skupiać na nutach. Wystarczy grać tak, jak serce i umysł podpowiadają. Przekłada się to na właściwości terapeutyczne fletu.
Terapeutyczne właściwości fletu
Właściwości te są naprawdę zauważalne, są realne. Dźwięki fletu indiańskiego relaksują, rozluźniają całe ciało. Ale też i umysł relaksuje się, oczyszcza z chaosu myśli i uspokaja. Flet indiański to świetne narzędzie terapeutyczne. Odell Borg, twórca fletów High Spirits, napisał kiedyś:
Zacząłem
Słyszałem od nich, jak granie na flecie i tworzenie muzyki zwiększało zadowolenie z życia. Słyszałem opowieści od opiekunów osób chorych o tym, jak gra na flecie dawała ulgę pacjentom. Słyszałem historie o uldze, którą gra na flecie przynosiła osobom chorym na astmę czy POChP (…). Słuchałem o nastolatkach, którzy odnaleźli poczucie własnej wartości i pewność siebie dzięki grze na flecie. Słuchałem o ludziach, którzy znaleźli nowy sposób na ekspresję własnych uczuć.
Ulga dla ciała to jeden z kilku powodów, dla których warto grać na flecie. Innym powodem jest ulga dla umysłu i duszy. Gdy nauczymy się już grać mimo wczesnych błędnych przekonań o braku talentu czy umiejętności, automatycznie podniesiemy swoje poczucie własnej wartości – nawet na poziomie podświadomym. Z większym poczuciem własnej wartości możemy w życiu osiągnąć więcej! A gdy nauczymy się grać na jednym instrumencie, to nagle okazuje się, że możemy tego dokonać i na drugim, a potem na trzecim – bo jednak się da. Uzdrowienie traumy fletowej otwiera drzwi do ekspresji artystycznej. Carlos R. Nakai, znany flecista, powiedział, iż każdy ma prawo do tworzenia sztuki.
Gra na flecie rozbudowuje również połączenia neuronowe – mówię o flecie, ale dotyczy to każdego instrumentu. To pozytywnie wpływa na naszą aktywność umysłową. Flet pozwala również po prostu na popularyzację gry na instrumencie wśród ludzi, a także na rozwój nowych nurtów w kulturze i na zróżnicowanie muzyki w świecie standardowego popu.
Nie bój się więc spróbować swoich sił w grze na instrumencie takim, jak flet północnoamerykański. Będziesz pozytywnie zaskoczony rezultatami.